środa, 10 września 2014




O dzieciach i ceramice dziś będzie :)
Jak tylko na Mazurach robi się ciepło, zaczynają do sąsiadów zjeżdżać goście. Często z wręcz niepoliczalną liczbą dzieci :) Bardzo nas to cieszy, bo wtedy i nasza Matylda ma z kim się bawić. Wymyślamy dla nich z sąsiadką różne zajęcia. Był kurs florystyczny, a także ceramiczny. 
Dzieciaki wraz z kilkoma tubylcami ;) przeżywają w trakcie takich wakacji fajne przygody, o których najczęściej my, rodzice dowiadujemy się przypadkiem ;)
Nie przyjmujemy ze zgrozą opowieści o włóczeniu się samotnym po opustoszałych budynkach siedliska, czy okolicznych drogach. Mamy wciąż żywo w pamięci własne wybryki i są to najczęściej cudowne wspomnienia. 
Wtedy jako dzieci, troszkę się baliśmy, troszkę mieliśmy poczucia winy ze względu na niesubordynację wobec woli rodziców, ale też przeżywaliśmy pierwsze zauroczenia, wzloty i upadki. Uczyliśmy się nie panikować z powodu odcisku na stopie, czy innych drobnych przypadłości. 
Taki wiek, kiedy to chcieliśmy już łazić własnymi ścieżkami, ale tylko dlatego, że wiedzieliśmy, że rodzice czuwają nad nami :)
Wracając do tematu. Zrobiłyśmy z sąsiadką dla dzieci zajęcia z ceramiki. Przy okazji zaś następnej wizyty ceramika, już wypalona, została pokryta szkliwem i ponownie wypalona. Niektórzy nawet bali się, że tak wysokie temperatury jej zaszkodzą a przecież mnóstwo pracy włożyli we własne dzieła.
Nic takiego na szczęście się nie stało. Tylko operator pieca trochę zawiódł, bo nie pamiętał czy szkliwo jest nisko czy wysoko topliwe i puścił wypał na zbyt niską temperaturę :)
Na szczęście dzieciom to nie przeszkadzało i jeszcze cieplutkie wytwory własnych rąk zostały porwane do domów, by mogły stanąć na pólkach "ku pamięci".
Myślę, że ciekawsze dla dzieci byłyby zajęcia z ceramiki w technice raku i obcowanie z żywym ogniem więc z sąsiadem sobie obiecaliśmy, że my zbudujemy piec, a sąsiad dopracuje koło garncarskie, by miało regulację obrotów. I wtedy to już na poważnie zacznie się przygoda z ceramiką :)


 






Dzieciaki lubią również ganiać, a właściwie uciekać przed naszymi ciekawskimi gąskami :)


 





Sąsiadka nam opowiadała, że na jednym z ostatnich ognisk dzieci stwierdziły, że przez ponad tydzień nie sięgnęły po tablety, czy komputery. Były zaskoczone faktem, że da się bez nich całkiem fajnie żyć. Nie uzurpujemy sobie prawa do twierdzenia, że to dzięki nam, ale wszyscy czujemy się super, gdy "nasze" dzieciaki tak świetnie się bawią.